Ksiądz w dom…

Wizyta duszpasterska, czyli przysłowiowa kolęda, jest jedynym w całym roku czasem, kiedy do domów parafian przychodzą księża z błogosławieństwem. Odbywa się ona jeszcze w okresie Bożego Narodzenia, w pierwszym miesiącu roku kalendarzowego. Być może dlatego, że jest to tak rzadkie wydarzenie, wywołuje szereg reakcji i dyskusji, zarówno osób wierzących, niewierzących, jak i tak zwanych wierzących-niepraktykujących. Problemem zazwyczaj jest kwestia finansowa: ludzie spierają się, czy w ogóle i jak pokaźną ofiarę wręczyć kapłanowi. Tego rodzaju dyskusjom sprzyja sytuacja ekonomiczno-gospodarcza społeczeństwa, jak i różnego rodzaju afery w Kościele, które co jakiś czas nagłaśniane są przez media głównego nurtu. Wystarczy przejrzeć pierwsze lepsze forum internetowe, na którym porusza się ten temat, żeby naszym oczom ukazała się lawina krytyki wobec wizyty duszpasterskiej. Nie mam jednak wątpliwości, że większość, jak nie wszystkie tego rodzaju wpisy, pochodzi od osób niewierzących i raczej nie związanych z Kościołem. To jasne jak słońce, że dajemy tyle, ile możemy, a zamiast pieniędzy możemy przecież ofiarować swoją modlitwę w intencji kapłana. Czy wręczymy księdzu kopertę z datkiem, czy tego nie uczynimy, ksiądz i tak udzieli nam błogosławieństwa i poświęci nasze domostwa. Nie wolno nam zatracić prawdziwego sensu wizyty duszpasterskiej. Jeżeli nie chcemy, aby ksiądz był naszym gościem z jakichkolwiek przyczyn, nie możemy nazywać się ludźmi wierzącymi. Każdy prawdziwie wierzący przyjmie duszpasterza z otwartymi ramionami, by otrzymać od niego błogosławieństwo na cały obecny rok, ale również, aby porozmawiać o sprawach dotyczących parafii czy po prostu codziennego życia. Ja osobiście bardzo lubię czas kolędy. Częstotliwość tego wydarzenia sprawia, że co roku pojawia się odrobina napięcia i ekscytacji. W końcu przyjmuje się kapłana w swoim własnym domu, który jest dla nas symbolem bezpieczeństwa i spokoju, zatem niejako pozwala się kapłanowi na bycie częścią naszego świata. Ale jak mu na to nie pozwolić, skoro jest naszym pasterzem i duchowym przewodnikiem. Zdecydowanie kolęda jest nacechowana pozytywnymi emocjami. Nawet jeśli coś nam nie odpowiada i koniecznie chcemy to przedyskutować z księdzem, nie ma na to lepszego czasu. Szczerze mówiąc, nie dziwię się, że nie wszyscy księża przepadają za „chodzeniem po kolędzie”. Nie wspominam już ilości rodzin, które muszą odwiedzić czy pogody, nie zawsze sprzyjającej o tej porze roku. Mowa przede wszystkim o tych, które uważają się za wierzących, a zamykają swoje drzwi przed kapłanem, zarzucają mu interesowność czy nawet szczują psami. Na szczęście nie wszyscy są tacy. Ci prawdziwie wierzący, żyjący sakramentami i czynnie uczestniczący w życiu parafii, bez wahania przyjmują kapłana w swoje progi wiedząc, jak ważnym wydarzeniem jest coroczna wizyta duszpasterska.

Bartłomiej Wróblewski