Co robi teraz Benedykt XVI?

No właśnie. Co robi teraz papież Benedykt XVI? Kiedy dowiedziałam się, że rezygnuje z funkcji papieża, oniemiałam jak wszyscy. I naturalnie zadałam sobie pytanie, dlaczego? Ale zaraz potem zaczęłam myśleć, co to dla nas, wiernych, znaczy. Bo przecież wierzyłam zawsze, że wybór papieża nie jest wyborem prezydenta, a to z tej racji, że sprawa omodlona i że Duch Święty nad wyborem papieża też czuwa. Poczułam nawet coś w rodzaju lęku, bo nie znamy takiej sytuacji w historii Kościoła. To można zrezygnować? Ponownie postawiłam sobie pytanie: i co teraz?

Zdziwiona usłyszałam też wypowiedź brata Benedykta XVI, że teraz papież będzie miał więcej czasu dla siebie i że będzie mógł z nim więcej czasu spędzać. Papież, następca Chrystusa na ziemi, będzie mieć więcej czasu dla siebie? Nigdy w życiu. To jest po prostu niemożliwe. Chrystus nie miał czasu dla siebie. Następca Piotra nie może mieć czasu dla siebie. Bo tego czasu nie ma. Świat zalewa nas codziennie swoim złem, biedą, śmiercią, nieszczęściem, grzechem. Świat płacze każdego dnia, w każdym człowieku, stawiając ciągle pytania, dlaczego mnie to się przytrafiło? Dlaczego nie widzę, nie słyszę, dlaczego nie lubi mnie teściowa, dlaczego moja córka jest sparaliżowana, dlaczego mam dziecko z Downem, a moja sąsiadka z III piętra ma troje ładnych dzieci… itd., itd. Czy Benedykt o tym nie wie? Wie. I dlatego też Benedykt nie będzie karmić żadnych rybek w stawie (taki obraz próbowała nam pokazać telewizja) ani uprawić ogródka na emeryturze, bo Benedykt jest, był głową Kościoła. Wezwanie „Pójdź za mną” będzie realizować na innej płaszczyźnie. Będzie to modlitwa.

Mąż mój powiedział w dniu odejścia papieża: teraz dopiero zaczęła się droga krzyżowa papieża. Bo on nie wytrzymał czegoś. Zamknęły się za nim drzwi i tak jak sam powiedział, odda się modlitwie. Za Kościół, za grzechy nas wszystkich. Nie jest mu lekko. Wiedział też, że jest porównywany z Janem Pawłem II, który wybrał inny koniec swojej drogi w Stolicy Piotrowej. Zresztą świat się z tymi porównaniami nie krył.

Zadałam sobie następnie pytanie w swoich rozważaniach nad tym bezprecedensowym wydarzeniem rezygnacji papieża, czy papież należycie był wspierany w modlitwie przez rzesze wiernych. Czy ja sama modliłam się za Benedykta? Czy dramatyczne słowa Benedykta o utracie sił nie tylko fizycznych, ale i duchowych, nie są wstrząsem zmuszającym do refleksji?

Czy rozumiem pojęcie wspólnoty i odpowiedzialności za innych, za Kościół? Modlę się przecież za moją rodzinę, proszę o zdrowie i pomyślność w wielu sprawach. Ale modlić się szczególnie jakoś za papieża, bo może potrzebuje mojego wsparcia, modlitwy, mojego pięć minut na kolanach w ciszy domowej? Nigdy. Nigdy nie modliłam się za papieża Benedykta XVI. Nie przyczyniłam się w żaden sposób, by poczuł się pewniejszy siebie, zdrowszy, by miał kondycję fizyczną i psychiczną, by miał siłę wytrzymać ciężary, o jakich nawet nie mamy pojęcia, czego może nazwać się nie da.

No bo przecież i tak tyle ludzi jest na świecie i tylu katolików, no to po co jeszcze i ja, co może zdziałać moja modlitwa, kobiety z Kielc, z parafii św. Krzyża?

Czy papieżowi zabrakło wsparcia ze strony wiernych? Co ma znaczyć odejście papieża ? Czy Bóg zgadzając się na wybór Benedykta chce nam coś powiedzieć ?

A może jest tak, że zapomnieliśmy o tym, że jesteśmy Kościołem, czyli wspólnotą. Grupą ludzi, zwykłych grzeszników, którzy mają swoich nauczycieli (księży), swoich spowiedników, przewodników, którzy potrzebują naszej modlitwy i naszego wsparcia. Którzy potrzebują naszego pocieszenia, pochwalenia, zaproszenia do rozmowy. Którzy potrzebują nas. Naszej modlitwy, żeby wytrwać, żeby nie grzeszyć, żeby żyć.

Po co są modlitwy proszące o nowe powołania w Kościele? Bo na tym właśnie polega wspólnotowy wymiar życia Kościoła, parafii. Jeśli nie będzie nikomu zależało, nie będzie powołań. Ty mnie proś, a ja Wam dam. Ale muszę wiedzieć, że chcesz, że ci zależy. Tak nauczał Jezus w Ewangelii. Tak powiedział św. Faustynie.

Czy modlimy się za naszych księży w naszej parafii św. Krzyża ? Czy widzę ogromną pracę salezjanów w naszym mieście i parafii? Czy powiedziałam im kiedyś, że dużo dobrego robią dla ludzi? Dla dzieci, dla młodzieży, dla ludzi starszych i małżeństw? Czy ja, mój mąż, dzieci moje, moja matka czy ojciec powiedzieli księżom w naszej parafii, że to dobrze, że są tutaj, tuż obok nas, że mają tyle pomysłów, że chce im się organizować wycieczki i pielgrzymki, że są zawsze, kiedy chcemy zrzucić z siebie trochę grzechów i uzyskać rozgrzeszenie. Że postawili baner z podobizną Chrystusa, który mówi: wpadnij do mnie! To i wiele, wiele innych spraw zawdzięczamy naszym księżom salezjanom. Módlmy się za nich, żeby nigdy nie osłabli, nie zwątpili, żeby mieli radość w sobie i zarażali nas swoją wiarą. Ale żeby wiara trwała, musi być modlitwa. Modlitwa nasza. Za Benedykta. Za naszych księży. Za nas samych. I za nowego Papieża Franciszka. Pamiętajmy!

Katarzyna