Studnia miłosierdzia

Z ks. Adamem Parszywką, salezjaninem, misjonarzem, prezesem Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego, Młodzi światu, rozmawia Monika Bator.

Księże Adamie, pomysł na zbudowanie przez parafian św. Krzyża studni w Czadzie uważam za bardzo trafiony, ale spróbujmy jednak zadać pytanie, dlaczego studia w Afryce, a nie, dajmy na to, wsparcie ubogiej młodzieży w Kielcach?
To jest często zadawane pytanie, dlaczego zajmujemy się biedą gdzieś na świecie, skoro u nas jest jej wystarczająco dużo. Pierwsza sprawa – te biedy są nieporównywalne. Woda jest fundamentem ludzkiej egzystencji, to podstawa działania człowieka, konieczna także do uprawy roślin, hodowli zwierząt. Więc dostęp do niej jest czymś najpotrzebniejszym. I co więcej, budowa studni wpisuje się w nasz prewencyjny system działania. Wiadomo, że w Afryce co jakiś czas pojawia się katastrofalna susza i wtedy dopiero świat interweniuje. Czy zatem nie lepiej ludzi wcześniej przed nią ochronić, dać dostęp do wody właśnie poprzez wybudowanie studni?

Więc to jest pomoc realna, konkretna?
Powiem więcej, ona jest w naszym realnym zasięgu. Suma w granicach 15 tys. zł. jest jak najbardziej osiągalna dla wspólnoty parafialnej. Poza tym, co ważne i symboliczne: kiedyś, 100 lat temu, wasza wspólnota zaczynała, a teraz ma szansę pomóc innej wspólnocie, która zaczyna. To tak jak w pierwszych wiekach, gdy starsze gminy pomagały tym młodszym, które dopiero startowały. Jest jeszcze wymiar społeczny. My kiedyś, jako społeczeństwo, też otrzymywaliśmy od różnych krajów pomoc. Nie mówię tu o pomocy oficjalnej, rządowej, ale o tych poruszeniach ludzkich serc z różnych parafii na świecie i w Europie. Takie zbiórki były organizowane. Dzisiaj nie możemy być egoistami i myśleć, tylko i wyłącznie, o sobie. Kościół ma wymiar powszechny i o tej powszechności należy ciągle pamiętać.

Salezjański Wolontariat Misyjny istnieje już 15 lat. Ksiądz jest szefem tej organizacji prawie od lat 10. Czy moglibyśmy pokusić się o jakieś podsumowanie Waszej dotychczasowej działalności?
Myślę, że mamy powody do wielkiej radości i dumy, wybudowaliśmy od podstaw sześć szkół, założyliśmy wiele przychodni, oratoriów, domów dla dzieci itd. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejszy jest człowiek. W ciągu tych lat działalności wysłaliśmy na misje 270 świeckich osób. Wiadomo, nie chodzi o liczby, niemniej w tych liczbach jest coś pięknego, bo w nich zawarty jest człowiek. Za każdą z nich kryje się konkretna historia, konkretna osoba i wydarzenie. I co więcej: nie mieliśmy przez te lata żadnego, mówiąc dosadnie, zwrotu, to znaczy nikt z misji nie został odesłany do domu, bo nie spełnił swojego zadania.

Jaka jest pokrótce idea wolontariatu misyjnego?
Wyjazd na misje to jest tylko pewien etap w życiu. Niemniej chodzi o to, aby być wolontariuszem przez całe życie, żeby mieć misyjność w sercu: przed wyjazdem, w trakcie wyjazdu i po powrocie. Ale wiadomo też ze świadectw wolontariuszy, że doświadczenie pracy na misjach, niezwykle trudnej i najbardziej związanej z dawaniem bezpośredniego świadectwa, z koniecznością oderwania się od domu, przyjaciół, dotychczasowego życia, jest określane przez nich jako najpiękniejszy okres w życiu. Najtrudniejszy, ale i najpiękniejszy.

Czyli formuła wolontariatu misyjnego nie wyczerpuje się?
Nie, bo taka jest natura Kościoła. Kościół jest misyjny. Każdy z nas, na mocy chrztu świętego, jest powołany do dawania świadectwa. Najpierw w swojej rodzinie, w miejscu pracy, w parafii – tu się to wszystko zaczyna. Nie mogę mówić, że będę misjonarzem w Afryce, kiedy w swoim środowisku nie mam tej wrażliwości. Tutaj się to wszystko zaczyna, ale tutaj się nie kończy. Bo mówimy o powszechności Kościoła, konieczności wyjścia na zewnątrz. Misje dają też możliwość doświadczenia pierwotnego Kościoła, tworzenia go od podstaw. Wspólnoty wierzących w krajach misyjnych, mimo biedy, problemów, tętnią życiem. Tam powstaje nowa tkanka Kościoła i kontakt z nią czy współtworzenie jej daje wiele radości.

Działalność wolontariatu misyjnego polega na przygotowywaniu wolontariuszy do wyjazdu na misje, ale jakąś część waszego działania koncentrujecie na projektach w Polsce.
Na przestrzeni 15 lat działalności Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego w związku z przemianami społecznymi zmienił się także paradygmat misji. Europa, w tym bardzo szybko również i Polska, stają się znów terytorium misyjnym. Z dwóch powodów. Z jednej strony - laicyzacja. Z drugiej – przypływ na nasze tereny ludności, która nie zna Chrystusa. W związku z tym niekoniecznie trzeba jechać w dalekie kraje, żeby Chrystusa głosić i żeby było to pierwsze głoszenie. Naszym celem nie jest egzotyka czy poszukiwanie przygód, ale głoszenie Ewangelii. I w związku z tym, jeśli jest zapotrzebowanie, czujemy się posłani także tutaj. Przede wszystkim w nowe przestrzenie, gdzie odnajdziemy, zgodnie z salezjańskim charyzmatem, młodych ludzi, a więc środki społecznego przekazu, przestrzeń muzyki, a także, a może przede wszystkim, dziś - cyberprzestrzeń. Wydaje mi się konieczne, żebyśmy tam byli i żebyśmy tę przestrzeń zagospodarowywali. To są tereny misyjne dziś.

A gdyby ktoś właśnie teraz odkrył, że chciałby zostać wolontariuszem, co ma w pierwszej kolejności zrobić?
Powinien starać się wejść z nami w kontakt. Zawsze mówię, że my nie produkujemy misjonarzy, staramy się tylko odnaleźć powołanie. Przede wszystkim poprzez działania praktyczne. Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy ten głos, który mają w sobie, jest na tyle silny, że pozwoli im na owocną pracę na misjach. I do tego trzeba się przygotować. Co najmniej rok, poprzez formację, a także pracę i zaangażowanie tu, na miejscu. I po tym czasie wspólnie staramy się dochodzić, na ile to zaangażowanie jest mocne, a na ile była to ulotna fascynacja, na ile miłostka, a na ile rzeczywiście dojrzała miłość.

J.K.: Dziękuję za rozmowę.
Więcej informacji o działalność SWM Młodzi Światu oraz dane kontaktowe na stronie: http://swm.pl