Pielgrzymka parafialna do Ziemi Świętej

Wiele lat temu dowiedziałam się, że Komisariat Ziemi Świętej w Krakowie organizuje pielgrzymki do Ziemi Świętej. Zawsze chciałam tam pojechać, ale ciągle nie wychodziło. Na przełomie maja i czerwca usłyszałam w ogłoszeniach parafialnych o pielgrzymce do Ziemi Świętej. Pomyślałam – jadę. Oczywiście z biegiem dni zaczęły piętrzyć się trudności i powątpiewania: kto zastąpi mnie w moich obowiązkach, kto pójdzie na groby 1 listopada, czy podołam kondycyjnie? Jak się okazało takie i podobne problemy mieli wszyscy uczestnicy pielgrzymki.

27 października o godzinie 5 rano wyjeżdżamy z Kielc. Jest zimno, ponuro, pada deszcz ze śniegiem. Tel Aviv wita nas upałem 30 stopni C i pełnią słońca. Autokarem jedziemy do Nazaretu. Po drodze zatrzymujemy się na krótko w Hajfie. Robimy pośpiesznie zdjęcia panoramy Hajfy – póki widno. Tu nie ma zmierzchu, po 15 minutach robi się ciemno. Przyjeżdżamy do Nazaretu, gdzie będziemy mieszkać trzy dni. Późnym wieczorem nasz przewodnik franciszkanin Ojciec Gerwazy prowadzi nas do Bazyliki Zwiastowania.

Uczestniczymy we wspólnej procesji wraz z licznymi pielgrzymami z różnych stron świata. Wszyscy się rozumieją, choć mówimy różnymi językami, modlimy się i śpiewamy radośnie.

Każdego dnia wstajemy wcześnie (nikt nie narzeka) i ruszamy na pielgrzymi szlak. Czytamy fragmenty Pisma Świętego odnoszące się do miejsc, które zwiedzamy. W czasie codziennych Mszy Świętych słuchamy krótkich, ale bardzo pouczających nauk. To nasze rekolekcje w Roku Wiary.

Dziś busy licznymi serpentynami wiozą nas na Górę Tabor, gzie znajduje się Bazylika Przemienienia. Ze szczytu Góry Tabor z wysokości 660 m roztacza się piękny widok na całą Dolną Galileę. Dalej jedziemy do Kany Galilejskiej, która była świadkiem pierwszego cudu Pana Jezusa – przemiany wody w wino. Tu, we franciszkańskim sanktuarium, cztery pary małżeńskie z naszej grupy odnawiają swoje przyrzeczenia ślubne. Wieczorem w hotelu w Nazarecie wraz z zaprzyjaźnioną grupą pielgrzymów z Krakowa bawimy się na weselu. Są tańce, wspaniały humor, lampka wina z Kany i oczywiście płonący tort weselny, a we wszystkim rej wodzą niezastąpieni: ojciec Gerwazy i ojciec Dariusz.

Trzeciego dnia zwiedzamy okolice Jeziora Galilejskiego, a więc Górę Ośmiu Błogosławieństw z ośmiokątnym Kościołem Błogosławieństw, Tabghę - Kościół Rozmnożenia Chleba i Ryb i Prymatu Św. Piotra, Kafarnaum – miejscowość, w okolicach której Chrystus dokonał wielu cudów. To tu, w Kafarnaum, stąpamy po ruinach synagogi, w której Pan Jezus nauczał i modlił się podczas swojego pobytu w Galilei. Spoglądam na jezioro, na otaczające je zielone łąki, przepiękną roślinność – palmy daktylowe, cyprysy, olbrzymie kwitnące przez cały rok krzewy i wyobrażam sobie siedzących tam ludzi słuchających nauk Chrystusa. Zastanawiam się, czy my ludzie XXI wieku bardzo różnimy się od tamtych słuchaczy. Pewnie dla większości z nas też trudna byłaby ta nauka pełna miłości i pokoju.

Płyniemy statkiem po jeziorze pod polską banderą, do taktu muzyki śpiewamy nasz narodowy hymn. W wielu miejscach Ziemi Świętej napotykamy polskie ślady: polskie mozaiki, kaplice, napisy w języku polskim i polski cmentarz, a także Polaków – franciszkanów, siostry elżbietanki, wolontariuszy i wielu pielgrzymów. Wreszcie pojawia się rzeka Jordan – wąska, zamulona, a na jej brzegach - zielone krzewy i trawy. Słońce praży niemiłosiernie, ale woda jest przyjemnie ciepła. To tu odnawiamy przyrzeczenia Chrztu Świętego. Ojciec Gerwazy polewa głowę każdego z uczestników wodą z Jordanu. Niesamowite, to przecież tak jak dwa tysiące lat temu Jezus przyjmował chrzest z rąk św. Jana Chrzciciela.

Jedziemy przez Pustynię Judzką. Krajobraz górzysty, pusty, gdzieniegdzie pojawia się bardzo skąpa roślinność. Na pustkowiu napotykamy osady Beduinów – namioty, kozy, owce, wielbłądy, konie (myślę, pewnie araby, takie jak w stadninie w Michałowie). Na pustyni zatrzymujemy się przy wąskiej urwistej górze, to Góra Kuszenia. Na zboczach góry znajduje się częściowo wybudowany w skale nad przepaścią Klasztor Kuszenia o bardzo wydłużonym kształcie przypominającym wagony pociągu.

Ostatnia noc w Nazarecie. Jest późno, dokucza zmęczenie. Nie umawiamy się, a jednak każdy indywidualnie idzie do Bazyliki Zwiastowania i modli się w sobie wiadomych intencjach. W bazylice jest pusto, cicho i jest tylko nasza grupa. Przyszliśmy do Maryi, do młodej kobiety, która bezgranicznie zaufała Bogu. Czy ja tak potrafiłabym?

Dzień czwarty naszej pielgrzymki – trochę wytchnienia. Jedziemy wzdłuż Jordanu. Przyglądamy się uprawom bananów, daktyli, pomarańczy. Potem znów Pustynia Judzka i wreszcie odpoczynek nad Morzem Martwym. Woda bardzo ciepła i bardzo słona, siedem razy gęstsza od normalnej wody morskiej i dlatego nie istnieje tu żadna forma życia. Niebo bezchmurne, ale słońce nie praży tak jak nad Jordanem. Okładamy się mineralizowanym błotem. Czujemy się jak w SPA. Jakiś młody Afrykanin robi sobie z nami zdjęcie – mamy teraz wszyscy ten sam kolor skóry.

Dziś jeszcze Betania – Sanktuarium „Przyjaciół Pana Jezusa”: Łazarza, Marii i Marty. Po wąskich schodach wchodzimy do grobu Łazarza. Panuje tam wilgotny, piwniczny klimat.
A my do Betlejem…, tam w hotelu śpimy cztery noce. Z pola pasterzy rzeczywiście widać zabudowania Betlejem (to około 3 km), a przecież wówczas świeciła gwiazda, no i przyszedł Anioł z wielką radosną nowiną. Tak sobie myślę, że to chyba oczywiste, że „…przybieżeli do Betlejem pasterze…oddawali swe ukłony w pokorze…”. Nocą idziemy do Bazyliki Narodzenia, która z zewnątrz przypomina średniowieczną fortecę. W centralnym miejscu Bazyliki znajduje się Grota Narodzenia. Wrócimy tu jeszcze kilka razy.
W Betlejem ks. proboszcz Zygmunt Kostka kupuje i poświęca śliczną figurkę Dzieciątka Jezus, która będzie w szopce w naszym kościele Św. Krzyża.

W ogrodach Aim Karen, gdzie przebywała św. Elżbieta przed urodzeniem Jana Chrzciciela można odczuć wagę jej słów wypowiedzianych do Maryi: „..błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła…”.

Dwa dni zwiedzamy Jerozolimę. To zbyt mało, aby przeżyć i przemyśleć to, co się tu wydarzyło dwa tysiące lat temu. Wstajemy o 5 rano, żeby bez większej kolejki dostać się do Bożego Grobu w Bazylice. Nie sposób wymienić wszystkich miejsc w Jerozolimie naznaczonych obecnością Chrystusa. Nie jest możliwe opisanie przeżyć związanych z tymi miejscami. Sceny Starego Testamentu stają wyraźnie przed oczami, ożywają. Mogę dotknąć Skały Konania, Skały Bożego Grobu, Kamienia Namaszczenia. Przechodzę obok powykrzywianych ze starości oliwek w ogrodzie oliwnym w Getsemani. Wchodzimy do Bazyliki Konania. W Bazylice panuje fioletowy półmrok, a przed ołtarzem znajduje się Skała Konania otoczona ciemnością, metalową cierniową koroną. Tu Jezus modlił się w noc przed pojmaniem i męką. W czasie Mszy św. siedzimy wokół tej skały. Przychodzi na myśl samotność cierpiącego Jezusa. Łzy same cisną się do oczu. Z Bazyliki Konania roztacza się widok na Dolinę Cedronu. Zgodnie z tradycją chrześcijanie wierzą, że gdy nastąpi dzień Powszechnego Zmartwychwstania, zagrzmi głos trąb w Dolinie Cedronu i odbędzie się Sąd Ostateczny. Z tego powodu dolina jest wielkim cmentarzyskiem.

Idziemy drogą krzyżową – Via Dolorosa. W labiryncie wąskich uliczek, pełnych różnego rodzaju sklepików i kramów pojawiają się stacje drogi krzyżowej. Wokół nas zgiełk targowiska, obojętność handlarzy, strasznie ciasno i kolorowo. Myślę: przecież tak samo było, gdy Chrystus szedł z krzyżem w cierniowej koronie zalany krwią swoich ran. O Jezu, jakże byłeś samotny i poniżony w swoim cierpieniu.

Wieczorem w Bazylice Bożego Grobu bierzemy udział we franciszkańskiej procesji. Niesiemy świece, śpiewamy pieśni. Ludzi tłum.

1 listopada – dzień szczególny. Myślami jesteśmy w Polsce przy grobach naszych bliskich. Na polskim cmentarzu zapalamy świece i modlimy się za wszystkich zmarłych w wypominkach.

Jerozolimę zwiedzamy także nocą. Idziemy ulicami ortodoksyjnej dzielnicy żydowskiej. Tu jakby czas się zatrzymał – zapach cebuli i śledzia, brudno. Żydzi ubrani w biało-czarne stroje. To jakby XIX wiek, jak ze „Skrzypka na dachu”. Potem Mur Płaczu, dla nas trochę obcy i bardzo żydowski.

Zwiedzamy Wieczernik, Kościół Ojcze Nasz, Kościół Dominus Flevit, Kościół Św. Piotra „In Gallicantu” (tu, gdzie kogut zapiał, a Piotr się zaparł Jezusa), obok którego zachowały się schody, po których miał stąpać Jezus.

Po powrocie do Kielc otwieram przewodnik, oglądam fotografie. Wracają wspomnienia: tak, tu byłam, to przecież kościół Grobu Matki Bożej, a to Bazylika Zaśnięcia NMP, no i kościół Św. Anny z dużą figurą świętej, obok której stoi jej córka Maryja jako młoda dziewczynka i oczywiście mury starej Jerozolimy i ich bram.

Znajomi pytają mnie: jak było na pielgrzymce? Odpowiadam – cudownie. Mówią: widać to na twojej twarzy. Jestem szczęśliwa, że mogłam w ciągu tych ośmiu dni odczytać i przeżyć własnymi zmysłami piątą ewangelię.

Uczestniczka pielgrzymki

Dziękuję organizatorom i uczestnikom pielgrzymki za bardzo miłą atmosferę pełną wzajemnej życzliwości.