Jest nawet OK

Jedno ze smutniejszych spostrzeżeń na początku moich studiów dotyczyło inteligentnych gości, współstudentów, którzy marnowali swój ogromny potencjał w zadymionych od marihuany pokojach akademików. Jeden z nich, po niedawnej rezygnacji z palenia, zgodził się anonimowo porozmawiać, o co w tym chodzi – dla większej świadomości młodych i (chyba szczególnie) ku przestrodze rodziców. Rozmawia Tomasz Detka.

Jak często paliłeś przez ostatnie dwa lata?
Prawie codziennie.

Bywało, że sam?
Tak, głównie sam, czasem z gośćmi. Przeważnie wieczorem, gdybym palił w dzień, czułbym się zbyt ogłupiony.

Jak podchodzono do używek w twojej rodzinie?
Bardzo na nie. Jak pierwszy raz zapaliłem i zauważyła to mama, chciała mnie od razu wysłać do ośrodka odwykowego dla młodzieży. Trawa zadziałała wtedy jakoś bardzo mocno i ona to zauważyła następnego dnia, łaziłem jak przychlast z otwartą buzią.

Pamiętasz, jak to było na samym początku?
To było w trzeciej klasie gimnazjum (zresztą bardzo dobrego). Propozycja padła ze strony znajomego. Robił laureata, ale być może właśnie przez jaranie mu się nie udało. Jedyne, co pamiętam, to że siedzieliśmy przed jego domem i nikt nie miał siły się odezwać. Właśnie po tym była akcja z mamą.

Co to były później za okazje?
Wycieczki klasowe, zielone (ironia, co?) szkoły, co wakacje jeździłem do kolegi na tydzień i paliliśmy. Raz zresztą wzięliśmy dopalacze, na mnie szczególnie nie zadziałały, a kumpel leżał dość struty. Nic złego ani dobrego z tego nie wynikło.

Ktoś z bliskich wiedział, że palisz regularnie?
Potem nikt nie wiedział, paliłem poza domem na dłuższych wyjazdach i w sumie nikt nie zauważył. Ciężko zauważyć, chociaż raz rodzice zrobili mi test, ale nic nie wykazał, bo byłem po jakiejś mocniejszej sziszy.

Były propozycje innych środków?
Propozycje były, dobry znajomy brał inne rzeczy, ale wiedział, że ja nie chcę i pytał chyba raczej w żartach.

Z dostępem, jak rozumiem, problemów nie było...
Nie, nigdy. Zawsze jednak miałem „ale” co do jakości tego, co się dostawało. Jak mieszkałem z palącym kumplem w akademiku, brało się z reguły to, co było i to w za wysokiej cenie. Potem jeździliśmy po lepsze zaopatrzenie. Akademik i „dół” po rozstaniu z dziewczyną sprzyjały początkom codziennego palenia.

Dlaczego przestałeś?
Palenie przestało być takie przyjemne, przejadło się i nie działało jak kiedyś. Przez chwilę pomyślałem, że za często palę i jestem uzależniony. Mama też mnie odpowiednio nastawiła, opowiadała jakieś niestworzone historie o swoich pacjentach (jest psychologiem) po paleniu.

Z perspektywy miesiąca całkiem bez palenia, coś wtedy traciłeś?
Kiedy byłem najarany, było faktycznie inaczej, ale tak normalnie, to nie. Pewnie nie paląc więcej bym wychodził z domu, ale sądzę, że podobnie rzadko spotykałbym się z ludźmi.

A reakcje znajomych, gdy zapytany zacząłeś mówić „nie palę”?
Śmiali się i nikt mi nie wierzył. Kumpel trzy razy jednego tygodnia dzwonił, czy bym mu czegoś nie załatwił. Ale po jakichś trzech tygodniach dotarło do nich, że nie palę.

Niepalenie sprawia radość?
Mam trochę więcej motywacji do wszystkiego i cóż, jest nawet OK.