„Łogień” w Seminarium

7 grudnia aula Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach po raz kolejny zamieniła się w salę teatralną. Tym razem klerycy przenieśli widzów w świat górali spod samiuśkich Tater. Za nami premiera spektaklu „Łogień. Historie góralskie”. Chociaż nie zabrakło góralskiego temperamentu, sztuka daje do myślenia... szczególnie nad stanem współczesnego człowieczeństwa. Z ks. Stefanem Radziszewskim - reżyserem sztuki oraz opiekunem Teatru Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach – rozmawiała Justyna Kuśtowska.

J.K. Zacznę nieco przekornie, ponieważ na pierwszy „łogień” nie pójdzie „Łogień”, tylko Ksiądz...Jak to jest z tą Księdza pasją do teatru?
Ks.S.R.: Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Krótko mówiąc: jestem introwertykiem. Nie mogę publicznie powiedzieć ani słowa. Jąkam się. Po prostu przerażenie. Ciemność przed oczami. Ale...moja mama polonistką była (śmiech). W związku z tym, niestety, od dziecka musiałem recytować wierszyki. Chcąc nie chcąc, działałem w tej materii. Natomiast, kiedy przyszedłem do seminarium, zacząłem brać udział w inscenizacjach Teatru WSD. Bycie w teatrze dużo mi dało. Nauczyło troski o dykcję, walki z tremą. Z drugiej strony pokazało też, że robi się coś dla ludzi. Później pracowałem w parafii i sam „montowałem” spektakle. Po ukończonych studiach polonistycznych wróciłem do seminarium i zacząłem prowadzić Teatr WSD. Tworzyć własny styl.

J.K. „Łogień” to już siódmy spektakl wystawiony przez alumnów kieleckiego seminarium pod Księdza przywództwem. Istnieje jakiś klucz, według którego przygotowywane są kolejne sztuki?
Ks.S.R.: Mam taki pomysł, żeby sztuki przeplatały się ze sobą. Jedna śmieszna, kolejna poważna. Nie chciałbym przesytu komizmem albo patetyzmem. Czy się udaje? Nie wiem. Patrząc na „Łogień” nasuwa się wniosek – następna sztuka powinna być poważna.

J.K. Jak to było z tym „Łogniem”? Skąd pomysł na tę sztukę?
Ks.S.R.: Pomysły są z powietrza. Chciałem zrobić spektakl o góralach, ponieważ bardzo ich lubię. Jak górale, to obowiązkowo musiał być ks. Tischner. Mogłem pójść taką drogą humoru góralskiego. Są setki góralskich kawałów i dowcipów. Jednak tego nie chciałem. Doszedłem do wniosku, że muszę mieć jakąś historię, która jest warta opowiedzenia. Po namysłach stwierdziliśmy – ja i autor scenariusza Marcin C. Słoń – że to będzie historia związana z zaginięciem japońskiego profesora. Jest taka powieść „Przygoda z owcą” H. Murakamiego. Opowiada o człowieku, który żyje w samotności i zamienia się w owcę. U niego jest to historia totalnie absurdalna. Rozpaczliwa. Mówi też o samotności. Nawiązaliśmy do niej. Z tym, że u nas wygląda to zupełnie inaczej, bo poza Murakamim i Tischnerem wprowadzamy dodatkowo – jako kanwę sztuki – przypowieść o zaginionej owcy. W pewnym momencie okazuje się ona przypowieścią „O starym bacy bezsennym” czekającym na powrót swojego syna. Z tym tematem wspinamy się pod górę – w stronę Giewontu – i w stronę Hołdu Górali Polskich. W ten sposób chcieliśmy też w naszym teatrze objawić kanonizację papieża Jana Pawła II. On był człowiekiem teatru. Zajmował się dramatopisarstwem. Występował na scenie. Dlatego jako teatr seminaryjny za pośrednictwem spektaklu chcieliśmy złożyć Mu też pewnego rodzaju hołd.

J.K.: Sztuka porusza też tematykę gender.
Ks.S.R.: Tak. Sami wylansowaliśmy takie przekonanie. W spektaklu mówimy wprost na temat juhasa genderowego. Trzech baców – Alojzy, Bonifacy i Dionizy – debatują w sztuce nad modelem współczesnego juhasa. Czy ma to być homo sapiens czy homo gender. Główne rzeczy związane z krytyką ideologii gender padają w sztuce dwukrotnie. Pierwszy raz w trakcie kazania proboszcza, kiedy tłumaczy jak powinna wyglądać rodzina. Ta nauka jest mocna. Konkretna. Drugi raz pojawia się w monologu profesora Owczego. Osoby, która przemieniła się w owcę i zaczyna mówić. Padają przerażające słowa: „Chłop nie chce być chłopem, baba nie chce być babą”. Biorąc pod uwagę fakt, że słowa wypowiada owca, scena może wydawać się zabawna. Jednak ich sedno dotyka zaniku tożsamości. Nie chodzi tylko o tożsamość płciową, ale o to, co we współczesnych czasach oznacza stwierdzenie „być człowiekiem”.

J.K. Widziałam cztery sztuki, jakie zostały wystawione pod Księdza opieką i muszę przyznać, że styl tworzenia, o którym wspomniał Ksiądz wcześniej, jest odważny, a nawet bywa kontrowersyjny. W swoich wcześniejszych sztukach poruszał Ksiądz m.in. temat żołnierzy wyklętych. W spektaklu „Łogień” pojawia się zagadnienie gender. Nie ma Ksiądz obaw przed publicznym podnoszeniem, nie ukrywajmy, dość niewygodnych kwestii?
Ks.S.R.: Lubię mówić o rzeczach aktualnych, a nie odgrzewać sprawy, którymi nikt się nie interesuje. Nie wiem, czego mógłbym się obawiać. Mówię to, co myślę. Są ludzie, którzy nie myślą, a mówią. Jest jeszcze inna grupa. Ci znowu myślą to, co wypada mówić. Jeżeli na serio traktujemy ewangelizację, nie można dopuścić do tego, żeby kierowała się ona modą czy poprawnością polityczną. Mówię o tym, co mnie boli, zachwyca, interesuje. Temat gender jest jednym z kilku. W sztuce chciałem mocno podkreślić wartość rodziny, małżeństwa, ojczyzny. Na tym zależało mi bardziej niż na krytyce ruchu genderowego.

J.K. Kiedy jeszcze będzie można obejrzeć „Łogień” w wykonaniu alumnów i kleryków kieleckiego seminarium?
Ks.S.R.: Sztuki będą grane w soboty i niedziele stycznia, tj. 11, 12, 18, 19, 25, 26 o godzinie 19.00 w auli Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach.

J.K.: Spektakl przewiduje ograniczenie wiekowe widzów...?
Ks.S.R.: Na sztukę może przyjść każdy. Nie ma drastycznych scen (śmiech).

J.K. Sztukę i ja gorąco polecam. Księdzu dziękuję za rozmowę.