Z Rzymu na „Wesołą 54”

Z ks. Rafałem Dudałą, nowym duszpasterzem akademickim w Kielcach, o Rzymie, włoskim kościele i kieleckich planach na duszpasterstwo studentów i absolwentów, rozmawia Monika Bator.

Zacznijmy od Twojego włoskiego doświadczenia, na które złożyło się pięć lat w Rzymie na studiach doktoranckich i wiele miesięcy pracy na włoskiej prowincji w charakterze duszpasterza. Jak zmieniło Cię to doświadczenie, czego nauczyło?
Rzym sam w sobie jest fenomenem. Jest centrum chrześcijaństwa przede wszystkim tego instytucjonalnego. Minimum otwarcia i zaciekawienia sprawia, że Rzym cię po prostu pochłania. Pozwala odkryć na nowo Antyk. A bez Antyku nie zrozumiemy fenomenu, dla którego chrześcijaństwo stąd właśnie wyruszyło. Zmysł eklezjalności takich ludzi, jak Piotr, Paweł z Tarsu, sprawił, że oni tutaj przenieśli punkt ciężkości w realizowaniu misji Jezusa: „Idźcie na cały świat i głoście ewangelię”. Cały kontekst towarzyszący temu miastu: basen Morza Śródziemnego, wymiana na poziomie handlu, myśli, polityki, sprawił, że chrześcijaństwo stało się bardzo szybko towarem eksportowym. Miało atut nowości, niewątpliwie jako produkt kulturowy było wtedy niezwykle atrakcyjne. Uczestnictwo w takim dziejowym wydarzeniu, jakim jest Rzym sam dla siebie, możliwość dotykania ważnych miejsc, uaktualniania się ich na naszych oczach, sprawia, że (i tak było w moim przypadku), pokorniejemy z naszym polskim doświadczeniem. I z przeświadczeniem, że to my mamy tradycję, bo się ochrzciliśmy w 966 roku. Ale nie należy zapominać, że 500 lat przed chrztem Polski istniały już szkoły chrześcijańskie, były filozofie, spory, herezje. I nie chodzi tu też o jakieś dyskredytowanie nas. Dajmy tylko właściwy porządek rzeczom, dajmy historii mówić.

A jak jest z prowincją włoską? Jacy to są ludzie, czym różnią się od Rzymian?
To są dwie różne rzeczywistości. Włochy to stosunkowo młody kraj. Powiedzieć Włochy to tak naprawdę niewiele powiedzieć, bo czym innym jest Lombardia, Piemont, czym innym Umbria, czym innym jest Sycylia czy Kalabria. Każdy z tych regionów ma trzy cechy, które czynią różnicę: język (w formie dialektu, który często niełatwo jest zrozumieć), kuchnia i moda. Prowincja włoska to są prawdziwe Włochy. Rzym to ogromne miasto, w którym mieszkają ludzie patrzący z góry na innych Włochów, a prowincja to taka Italia, za którą tęsknimy. Miałem doświadczenie pracy na parafii, oddalonej od Adriatyku 8 minut jazdy samochodem. To tam zakochałem się w Italii. Ten fenomen życia na wsi. Gościnność, życzliwość ludzi. I ta kuchnia, jedzenie na prawach liturgii. Za oknem rosną pomidory i one naprawdę mają smak słońca. Polewasz je świeżo wyciskaną oliwą, popijasz szklanką wina też z własnej winnicy. To wszystko sprawiło, że pokochałem kuchnię włoską, jako tę najprostszą.

A czym włoski Kościół różni się od polskiego?
Mimo pozornych podobieństw między katolicyzmem polskim i włoskim, mamy tu jednak inność kultury, języka, historii, co sprawia, że kościół włoski jest po prostu odmienny. Wyjeżdżając z Polski natykamy się na inny styl pracy, współpracy, także w kwestiach tak podstawowych jak miejsce świeckiego w Kościele. Ta ranga obecności świeckich w Kościele włoskim została podniesiona wskutek spadku powołań. Taka konstatacja jest nieco przykra, ale nie badając przyczyn, opisuję po prostu fakt. A fakt jest taki, że bez twórczego, realnego zaangażowania świeckich, posługa księdza byłaby skazana na niepowodzenie. W Polsce mamy taką sytuację, że na parafii jest dwóch, trzech księży. We Włoszech mamy często jednego księdza na dwie, trzy parafie. To jest ta odmienność. Na porządku dziennym jest diakonat stały, czymś oczywistym są szafarze komunii świętej. W szkole mamy religioznawstwo. Właściwa katecheza ma miejsce przy parafii i prowadzą ją odpowiednio przygotowani świeccy. Ksiądz jest oddelegowany do posługi sakramentalnej.

A jaki wpływ na kondycję współczesnego Kościoła ma wybór kardynała Bergoglio na papieża? Jaka była twoja reakcja na jego wybór, którego byłeś przecież naocznym świadkiem, tam, w Rzymie?
Jesteśmy świadkami pewnego novum, które wniósł kardynał Bergoglio. To nowy styl posługi. I coś takiego na tle poprzedniego pontyfikatu kardynała Ratzingera bardzo wyraźnie się odznacza. Mam wrażenie, a nawet pewność, że nie byłby to taki przełom, gdyby kardynał Bergoglio był wybrany zaraz po Wojtyle. Nie bez znaczenia jest fakt, że został wybrany człowiek, który przyjechał z parafii, duszpasterz, a nie jeden z rzymskich notabli. Niemniej jednak nadal czekamy, jak będzie się ten obraz Kościoła zmieniał, w którą stronę. Nie jest słuszne, według mnie, ustawianie papieża Franciszka w takim dyskursie, że oto mamy do czynienia z dobrym papieżem, a złym Kościołem. Papież staje się w niektórych dyskursach takim młotem na czarne, sutannowe czarownice. Problem w Polsce polega na tym, że my nie mamy ateistów. W większości to są antyklerykałowie, którzy na bardzo wątłych przesłankach budują swoje poglądy. Mają niechęć do Kościoła z tytułu jakiegoś przejścia z proboszczem. Papież Franciszek nie jest im potrzebny do tego, by realizować ich wizję Kościoła, a raczej do tego, by realizować ich niechęć do Kościoła. I jeśli nawet słyszymy, że Papież się przedstawia jako antyklerykał, to, na litość Boską, nie jest to antyklerykalizm spod znaku partii, która jeszcze niedawno miała w nazwie nazwisko swego lidera. Taki antyklerykalny był również Jezus, który przeciwstawiał się buńczucznym, bizantyjskim z ducha postawom. Papież nie lubi, jak mówił niedawno przyjaciel kardynała Bergoglio, książąt Kościoła, w sensie manier, postaw, bo one nie licują z Ewangelią.

Obecnie, po powrocie z Rzymu, pracujesz jako wykładowca w seminarium, a także podjąłeś się funkcji duszpasterza akademickiego. Jakiego cele sobie stawiasz?
Moje cele są zbieżne z celami papieża Franciszka (śmiech). A że są to cele ewangeliczne, więc pełna zgoda. Cel jest zawsze ten sam, czyli szeroko pojęta ewangelizacja, poszukiwanie nowych instrumentów przekazywania ewangelii, która ma dotrzeć, w tym wypadku do studentów.

A to niełatwy target…
To prawda. Celem nie jest gromadzenie jak największej liczby ludzi. Duszpasterstwo ma charakter pasażu, przejścia. Z definicji nie jest wspólnotą. To jest pewien serwis, towarzyszenie studentowi, oferta dla niego, jeśli zechce pogłębić swoją duchowość. Będziemy się nazywać trochę mało pobożnie: „Wesoła 54”. Taki jest też adres naszej siedziby. Kościół akademicki, dedykowany Janowi Pawłowi II, będzie poświęcony 18 maja 2014 roku. To ma być wielkie święto miasta Kielc, na które już teraz zapraszamy.
Ważnym elementem naszej działalności jest formacja stała. Mamy spotkania we wtorki i czwartki o godz. 19. We wtorki są to spotkania dyskusyjne, we czwartki - spotkanie biblijne, lectio divina w kontekście niedzielnych czytań. I w niedzielę o 18 w katedrze mamy naszą mszę.
Lokalizacja kościoła w centrum miasta, kiedy spora część studentów przeniosła się na kampus, powoduje, że chcemy naszą ofertę kierować nieco szerzej, nie tylko do studenta. Raczej do szeroko pojętego absolwenta. Marzy mi się coś takiego, co mam odwagę nazwać festiwalem duchowości. Zejście do korzeni. Warto poznać różne duchowości w Kościele, nie tylko poznać intelektualnie, ale też doświadczyć w praktyce: jezuici, karmelici, dominikanie, franciszkanie. Będę prelekcje, które mają za zadania poznać konkretną duchowość, a potem wieczorem wyjdziemy na skwer i zorganizujemy medytację.
Moim marzeniem jest także powrót do idei dni kultury chrześcijańskiej. To byłby tydzień października, którego finałem byłaby msza święta inaugurująca rok akademicki dla Kielc, zawsze już 22.10 w liturgiczne wspomnienie Jana Pawła II. Poza tym planujemy wspólne wyjazdy. Od 24.04 do 2.05.2014 roku organizujemy wyjazd do Rzymu, bo nie może nas zabraknąć w ważnych chwilach naszego Przyjaciela i Patrona. A najbliższa inicjatywa to są rekolekcje adwentowe. Zaproponowaliśmy formę spotkań rekolekcyjnych w ramach coniedzielnej mszy świętej o 18.00. Rekolekcje będą prowadzić duszpasterze miasta Kielce. Serdecznie zapraszamy.

Dziękuję za rozmowę.