„Kevin sam w domu”, czyli Boże Narodzenie w popkulturze

Boże Narodzenie to święto pełne symboli i znaków. Ich źródłem są oczywiście Biblia czy tradycja ludowa, ale także szczególnie mocno dziś – popkultura. Rytuały są nam potrzebne do uporządkowania własnego świata. Jeśli świadomie (bądź nieświadomie) odrzucamy te, które porządkowały życie naszych dziadków czy rodziców, na ich miejsce wytwarzamy nowe. A właściwie często wytwarzają je dla nas specjaliści od marketingu i reklamy.


Tak stało się przecież prawie sto lat temu z wizerunkiem świętego Mikołaja. Legendarna postać rozdająca prezenty 6 grudnia, nie zawsze kojarzona była z ubranym na czerwono wesołym starcem z długą brodą i dużym brzuchem - pisze Filip Jaskulski w ciekawym tekście zatytułowanym „Historia świętego Mikołaja w popkulturze”. - Jest to jedynie wytwór doskonałej pracy speców od reklamy, dzięki którym wizerunek ten przyjął się na prawie całym świecie. Jego archetyp, nie dość że ubierał się inaczej i pochodził z ciepłych, a nie zimnych krajów, to na dodatek nie poruszał się za pomocą zaprzęgniętych w renifery latających sań...,.a już na pewno nie za pomocą ciężarówki z logiem Coca-Coli”.

Na marginesie warto dodać, że kilka dni temu pojawił się w internecie news o…śmierci i pogrzebie świętego Mikołaja znanego ze spotów Coca-Coli, czyli Johna Moore’a. Aktor zmarł w wieku 86 lat. Co ciekawe, na planie zdjęciowym pojawił się on tylko raz w ramach kampanii napoju z 2006 roku. Ta była jednak na tyle atrakcyjna, że koncern zdecydował się stworzyć kolejne, wykorzystując komputerowe wersje wizerunku Johna Moore’a.

Świąteczna reklama Coca-Coli to przecież również mocny popkulturowy symbol. Charakterystyczne oświetlone ciężarówki jadące przez mrok i piosenka „Coraz bliżej święta” wywoływała niezwykle pozytywne emocje. Najczęściej ogłaszała początek bożonarodzeniowego szaleństwa zakupowego, towarzysząc nam na okolicznych banerach oraz billboardach. Co ciekawe, w tym roku jej czas także dobiegł końca. Tegoroczna reklama, również ciepła, jasna, rodzinna, mówiąca o obdarowywaniu innych radością, ale bez ciężarówek, prawdopodobnie nie zapadnie nam aż tak w pamięć. Nie stanie się, wzorem wcześniejszych, synonimem świąt.

Zakupowe szaleństwo, które w Polsce zaczyna się w połowie listopada, a czasem jeszcze wcześniej, tuż po Wszystkich Świętych (choć w porównaniu z londyńskimi luksusowymi domami towarowymi, które już od…sierpnia działają w trybie świątecznym, polskie galerie handlowe wydają się i tak mocno spóźnione) podsycane jest oczywiście przez świąteczne dekoracje: choinki, światełka, kolorowe łańcuchy i inne akcenty (choćby charakterystyczne olbrzymie świecące bombki przed kielecką Galerią Korona czy ogromny, trzymetrowej wysokości miś przed Galerią Echo). To świadome działanie na nasze emocje mające zwiększyć popyt na towary, przede wszystkim w związku z tradycją obdarowywania się świątecznymi prezentami. Efekty wizualne wzmocnione są efektami audialnymi, czyli słyszalnymi wszędzie kolędami, czy też świeckimi piosenkami z dzwoneczkami.

Piosenką, która otwiera sezon świąteczny w mediach społecznościowych, choćby na Facebooku, jest bez wątpienia: „Last Christmas” zespołu Wham!, czyli brytyjskiego duetu George'a Michaela i Andrew Ridgeleya działającego w pierwszej połowie lat 80. Co ciekawe, piosenka wcale nie opowiada o świętach, tylko o złamanym sercu, ale towarzyszący jej teledysk: świąteczne spotkanie grupy przyjaciół w chatce w zaśnieżonych górach, jest silnie działającym na emocje popkulturowym „archetypem”.

I jeszcze jeden świąteczny popkulturowy symbol, o którym nie można zapomnieć: „Kevin sam w domu” - amerykańska komedia familijna z 1990 roku w reż. Chrisa Columbusa, z niezrównanym Macaulayem Culkinem w roli niesfornego 8-letniego Kevina McCallistera, który przypadkowo zostawiony sam w domu na święta, sprytnie i zabawnie broni go przed złodziejami. Film, kojarzący się ze świąteczną ramówką telewizyjną, do tego stopnia zawładnął masową wyobraźnią emocjonalną, że w 2010 roku, kiedy okazało się, że może go w niej zabraknąć, zorganizowano w mediach społecznościowych akcje protestacyjne. Grupy sympatyków, w tym najbardziej wymowna: „Polsat zabił święta - w tym roku nie będzie Kevina”, domagały się powrotu na ekran niesfornego chłopca. W mgnieniu oka dołączyło do niej ponad 46 tysięcy osób. W serwisie Petycjeonline.pl zbierano podpisy pod prośbą o emisję „Kevina samego w domu”, której treść brzmiała: Od kiedy sięgam pamięcią, Kevin był emitowany zawsze. To – jak pisze Piotr Gruszkowski – popkulturowy symbol na miarę XXI wieku, ale zbudowany na bardzo uniwersalnych prawdach, odwołujący się do siły rodzinnych więzi i poczucia samotności.

Czy z perspektywy chrześcijańskiej tego rodzaju popkulturową świąteczną symbolikę należy całkowicie potępić i uznać, że zabija ona ducha prawdziwych świąt? Myślę, że absolutnie nie. Można ją potraktować z przymrużeniem oka, jako coś, co buduje nasz kod kulturowy, integruje czy budzi ciepłe emocje. Ważne jednak, aby nie ograniczyć przeżywania Bożego Narodzenia do zakupów w pięknych dekoracjach, wzruszeń przy piosence „Last Christmas” i śmiechu podczas oglądania „Kevina”. Żeby prawda o wcieleniu Boga z miłości do człowieka jednak mogła się jakoś do nas przebić. Bo tak naprawdę „przecież w sklepie świąt nie kupisz”.

Monika Bator

Źródła:
http://historia.org.pl/2013/12/24/historia-swietego-mikolaja-w-popkulturze/
http://film.onet.pl/polsat-prawie-zabil-swieta/8cd1q