Najwyższa cena powołania misyjnego...

Nocą z 15 na 16 lutego bieżącego roku obiegła świat smutna wiadomość o brutalnym zabójstwie dwóch salezjanów: 80-letniego księdza Jesusa Erasmo Plaza oraz 84-letniego brata zakonnego, Luisa Heriberto Sancheza. Obaj żyli i pracowali w „Colegio Don Bosco”, wspólnocie znajdującej się w wenezuelskim mieście Valencia. Mordercami okazali się dwaj nieletni chłopcy, którzy dokonali również kradzieży komputerów oraz ozdób i naczyń liturgicznych.

To niezwykle przykre zdarzenie miało miejsce w bardzo niespokojnym czasie dla narodu wenezuelskiego. Niemal od początku lutego przez największe miasta Wenezueli przetaczały sie wielotysięczne, antyrządowe demonstracje. Ich przyczyną było doprowadzenie kraju do zapaści gospodarczej przez rządy prezydenta Nicholasa Manduro, powszechna korupcja, cenzura mediów, a także ogromna przestępczość i bezkarność morderców i innych przestępców. Warto dodać, że Wenezuela uchodzi za jeden z najniebezpieczniejszych krajów Ameryki Łacińskiej.

Wobec takiego obrazu Wenezueli i jej społeczeństwa, niemal bez zastanowienia, nasuwa nam się odpowiedź na pytanie, dlaczego ci dwaj młodzi chłopcy dokonali tak haniebnego i okrutnego czynu. Pogłębiające się ubóstwo, brak perspektyw i szans rozwoju, sprawiają, że młodzi ludzie, szczególnie z najuboższych środowisk, nie potrafią się odnaleźć w tak trudnej rzeczywistości i wybierają drogę przestępczości, często brutalnej i całkowicie pozbawionej jakiejkolwiek moralności. Proszę jednak nie odebrać tego jako próbę obrony tych dwóch nastoletnich morderców. Ani beznadziejna sytuacja życiowa, ani brak wychowania przez rodziców czy też życie tych nastolatków na ulicy nie usprawiedliwiają i nigdy nie usprawiedliwią tak haniebnego czynu, jakim jest pozbawienie życia drugiego człowieka. Właściwie to się nie mieści w głowie, że można bez skrupulów, w brutalny sposób, zamordować dwóch salezjanów, którzy poświęcili swoje życie, plany, marzenia, cele, aby z całkowitym oddaniem służyć Bogu poprzez pracę z najuboższą młodzieżą. Jakże bolesne jest to, że właśnie młodzi ludzie, dla których na całym świecie z gorliwością i zapałem pracują salezjanie, dokonują tak niewyobrażalnego aktu okrucieństwa. Bez wątpienia, ci dwaj zakonnicy z Rodziny Salezjańskiej zapłacili najwyższą cenę swojego misyjnego powołania.

Warto na chwilę zatrzymać się nad specyfiką tego rodzaju powołania. Nie ulega wątpliwości, że ci, którzy czują wezwanie do pracy na misjach, podejmują się niezwykle trudnego i odważnego wyzwania. Księża, zakonnicy czy siostry zakonne, którzy mogliby pracować w miejscu swojego wykształcenia, w swojej ojczyźnie, wybierają podróż w nieznane, do zupełnie innych kultur, społeczeństw o nieznanej im dotychczas mentalności i sposobie życia. Wszystko to czynią w imię miłości Boga wobec ludzi. Zostawiają znany sobie świat i wyruszają ewangelizować tych, którzy jeszcze nie poznali uzdrawiającej miłości Chrystusa oraz pomagają najuboższym i najbardziej potrzebującym społeczeństwom wziąć za siebie odpowiedzialność, dają wskazówki, prowadzą do Boga, jak również pokazują ścieżki poprawy życia na płaszczyźnie materialnej i budowania lepszej przyszłości.

Misjonarzy salezjańscy mają szczególnie trudne zadanie, ponieważ muszą trafić do najważniejszej grupy społecznej, jaką są dzieci i młodzież. To oni nierzadko dają najuboższym dom, możliwość nauki czy pracy. Często na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za wychowanie, którego młodzi nie otrzymali od rodziców. Miejmy nadzieję, że tego typu zdarzenia nie będą miały miejsca i módlmy się, by Opatrzność Boża czuwała nad misjonarzami pracującymi na całym świecie, a społeczeństwa, do których są posyłani, doceniały misjonarski trud i poświęcenie.

Bartłomiej Wróblewski