„Lubiłam być nauczycielem, ale dyrektorem...też lubię być”

Charyzmatyczna dyrektorka, wspaniały nauczyciel i człowiek z pasją. Tak po naszej rozmowie mogę opisać Dyrektor ZSO nr 28 w Kielcach – Panią Wiesławę Ciszek.

J.K.: Gratuluję udanego remontu szkoły...efekt robi wrażenie.
W.C.: Dziękuję bardzo. Naukę – w nowym roku szkolnym – rozpoczęliśmy w bardzo dobrych warunkach. Wyremontowane pomieszczenia są bardziej komfortowe dla uczniów, ale też dla wszystkich pracowników szkoły. Praca w złych warunkach mogłaby wpłynąć negatywnie na naukę.

J.K.: Zatem sukces w pełni osiągnięty. Odnowione zostały obie szkoły wchodzące w skład Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 28 w Kielcach – czyli Szkoła Podstawowa nr 5 i Gimnazjum nr 13.
W.C.: Szkoła nr 5 została wyremontowana już w 2006 roku. Na dzień dzisiejszy w obu szkołach warunki do pracy i nauki są bardzo dobre.

J.K.: Dla chcącego nic trudnego...pozostaje podziwiać Pani siłę i chęci, dzięki którym obie inwestycje udało się sfinalizować.
W.C.: Sam dyrektor niewiele mógłby zrobić. Ważni są przyjaciele, na których można liczyć. Nic nie zrobilibyśmy bez prezydenta Wojciecha Lubawskiego, radnej Reginy Zapały czy senatora Krzysztofa Słonia. Im i wielu innym osobom bardzo dziękuję za pomoc. Sama też wiele z siebie dałam, żeby efekt końcowy był jak najlepszy. Poświęciłam bardzo dużo czasu, żeby wszystko się udało.

J.K.: Wniosek nasuwa się sam – trzeba lubić swoją pracę, żeby móc się dla niej poświęcić. Pani ją lubi?
W.C.: Pracuję w zawodzie nauczyciela 33 lata. Od samego początku tu – na Herbach. Byłam nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie. Od 3 lat – ze względu na pełnioną funkcję dyrektora – niestety już nie uczę.

J.K.: Użyła Pani słowa „niestety”. Z nostalgią wspomina Pani czasy, kiedy uczyła?
W.C.: Lubiłam i nadal lubię uczyć. Ma się wtedy większy kontakt z uczniami. Zna się ich problemy. Teraz też staram się je znać, ale wiadomo, że siłą rzeczy jest to już w nieco mniejszym zakresie.

J.K.: Zapytam nieco przewrotnie – lepiej czuje się pani w roli nauczyciela czy dyrektora?
W.C.: Nie umiem tego ocenić. Lubię pracować z uczniami. Rola dyrektora jest całkiem inna. Jeżeli się jest dyrektorem, to już jest się gorszym nauczycielem. Dlaczego? Przede wszystkim kwestia czasu. W momencie, gdy idę na lekcję, chciałabym dać z siebie wszystko, poprowadzić lekcję jak najlepiej, przekazać uczniom jak najwięcej wiedzy. Rola dyrektora często na to nie pozwala, bo zbyt dużo czasu zajmują inne sprawy. Dobre przygotowanie się do zajęć z klasą jest czasochłonne. Lubiłam być nauczycielem, ale dyrektorem...też lubię być (śmiech).

J.K.: Często mówi się, że nauczyciel czy bardziej ogólnie – szkoła – powinni wychowywać. Kiedy szkoła może dobrze wychowywać ucznia?
W.C.: Wtedy, gdy istnieje współpraca między szkołą a domem. Wychowuje głównie dom. My tylko możemy sugerować pewne rzeczy, wspomagać ten proces i w nim pomagać. Jeżeli jednak nie ma współpracy między rodzicami a szkołą – to wychowania też nie ma.

J.K.: Często spotykam się z postawą rodziców, opiekunów dzieci, którzy twierdzą, że szkoła nie spełnia swojej funkcji wychowawczej, ponieważ ich syn lub córka zachowują się w taki, a nie inny sposób. W moim odczuciu jest to błędna postawa, gdyż pierwszym środowiskiem wychowawczym jest rodzina. Szkoła może jedynie w tym procesie pomagać.
W.C.: Szkoła powinna wspomagać wychowanie ucznia. Musi to jednak polegać na wzajemnym kontakcie z rodziną ucznia. Tu ważna jest również inna kwestia – mianowicie przekonania rodziców, że nie wszystko, co uczeń mówi, jest prawdą. Nie wszystko, co uczeń przekazuje w domu, jest prawidłowe. Jeżeli nauczyciele, czy ja, mówimy rodzicom, że uczeń nie uczy się, czy źle się zachowuje, a rodzic komentuje to w obecności dziecka, to nie jest dobre. Natomiast w momencie, kiedy razem opracujemy jakąś taktykę i ją realizujemy, taka współpraca przynosi efekty.

J.K.: Mimo wszystko, rola rodziców wysuwa się na pierwszy plan. Bo, co rodzice zepsują, tego szkoła raczej nie naprawi. Jeśli nawet to się uda w przypadku niektórych uczniów, inni mogą tyle szczęścia nie mieć.
C.W.: Rodzice mają coraz większy wpływ na pracę szkoły. W ich kwestii leży przekazywanie nam uwag nie tylko pozytywnych, ale też negatywnych. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy popełnia błędy. Natomiast, jeżeli ktoś nam przekaże o nich uwagi, jesteśmy od tego, żeby znaleźć sposób na eliminację tych błędów. W każdym środowisku są ludzie, z których możemy brać przykład, ale są też tacy, których musimy motywować do tego, żeby się poprawiali.

J.K.: Problemy wychowawcze są wpisane w codzienność szkoły?
W.C.: U nas środowisko jest ciężkie. Dlatego zwracamy szczególną uwagę na wychowanie oraz otoczenie uczniów opieką. Chciałabym tu zaznaczyć, że ten rok szkolny jest pierwszym, gdzie właściwie nie mamy problemów wychowawczych z młodzieżą. Jeśli wyszłybyśmy teraz na korytarz szkolny, nie byłoby na nim osób, które chodzą w czasie lekcji. Nie ma też chuligaństwa.

J.K.: W czym tkwi sekret?
W.C.: U nas nie ma dzieci anonimowych. Znamy naszych uczniów i ich środowisko.

J.K.: Wychowaniem zajmują się również salezjanie, którzy na terenie szkoły (Gimnazjum nr 13) otworzyli świetlicę. Jak układa się współpraca?
W.C.: To jest dopiero początek współpracy. Przede wszystkim nasi uczniowie biorą udział w zajęciach organizowanych przez świetlicę. Jesteśmy poinformowani o ofercie skierowanej do młodzieży, ale także np. o spotkaniach z psychologiem. A uczniowie są zadowoleni. Jeden z nich powiedział mi wczoraj, że uczęszcza tam na breakdance. Drugi gra w bilard. Każdy młody człowiek znajdzie coś dla siebie.

J.K.: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

Rozmawiała: Justyna Kuśtowska